Za oknem mojego domu na północ od Las Vegas rosły kaktusy.
W odległości 10 km znajdował się rezerwat indiański.
Lata były tak gorące, że spacer dozwolony był wieczorami, a zimy tak śnieżne, że autom potrzebny był napęd na cztery koła.
Miasto Reno, w którym żyłam, w niczym nie przypominało wielkomiejskiej Ameryki. Brakowało w nim zamożnych ulic Beverly Hills czy wielonarodowościowych dzielnic Nowego Jorku.
W zamian za to każdej nocy, odwdzięczało się rzędem jasno rozświetlonych kasyn migających tęczą kolorów. Gdzie nie poszłam, w każdym zaułku miasta, witał mnie ten sam widok ostrych reflektorów wszechobecnych kasyn.
Kasyno po prawej
Reno to małe Las Vegas. Małe, ale nie spokojne!
Jego gwarne życie widać było po wejściu do pierwszego kasyna po prawej na skrzyżowaniu.
Ludzie w różnym wieku, młodzi i szczupli, grubsi i starsi, osoby po 70-tce na wózkach inwalidzkich, wszyscy aktywnie grający przy jednorękich bandytach, Elvisach i innych maszynach wydających z siebie coraz to nowe melodie.
Maszyny Elvisa głośno grały „Hound Dog”, koło fortuny wydawało pojedyncze głośnie dźwięki, a stoły z Black Jackiem obstawione kibicującymi graczami. Z tyłu stół z ruletką, o dziwo pusty, a za nim krupier w za dużej kamizelce. Najwyraźniej schudł.
Bez okien
Czy wiesz czemu kasyna nie mają okien ani zegarów?
By czas płynął wolniej. Zrobią wszystko, byś została w nim najdłużej. Np. darmowe drinki. Dostajesz, gdy grasz. Wystarczy dać napiwek kelnerce…
Przez kilka lat takie miejsca jak to dawały mi dochody. Wydawałam je na studia. Pracowałam jako krupier w kilku kasynach.
W ciągu dnia rozdawałam karty amerykańskim milionerom, wieczorem w szkole uczyłam się, jak stawać przed publicznością, by przedstawiać swoje racje.
Zadanie nie było łatwe. Przynajmniej nie dla mnie. W pierwszym roku mój angielski wołał o pomstę.
Studiowałam MBA (finanse) na University of Nevada. Na każdym przedmiocie wykładowcy wymagali biznesowego uzasadnienia swoich przekonań.
Nie musiałaś wkuwać z książki tak długo, jak tylko potrafiłaś logicznie wytłumaczyć dlaczego Walmart odniósł spektakularny sukces, a Kodak zaliczył dramatyczny upadek.
Co za cudowny system! Wyobrażasz sobie? Na egzaminach wszyscy mieli otwarte książki. Uczyli nas jak wyciągać wnioski, a nie jak wkuwać. Mam nadzieję, że polski system się zmienił, bo za moich czasów, takie podejście nie było praktykowane.
Awans społeczny
Wiesz... praca krupiera jest świetna, bo napiwki potrafią być dobre.
Z drugiej jednak strony stajesz się zmęczona ciągłym słuchaniem tych samych dowcipów i odpowiadaniem na te same pytania.
Po ukończeniu MBA, rzuciłam więc pracę krupiera i podbijałam świat amerykańskich korporacji: Oracle, IGT i wreszcie praca dla rządu amerykańskiego.
Amerykańskie prawo pracy różni się bardzo od tego w Polsce. Sam fakt, że w pracy pozostajesz do dnia porodu świadczy jak prokonsumencka jest Ameryka. Co niektóre kobiety, te bardziej oddane pracy, rozpoczynają nawet poród w pracy. Ja! … ale ze względu na chaos jaki wprowadziłam na piętrze, wolę to wydarzenie wymazać z pamięci.
Wracając do rzeczy – po porodzie dostajesz 6 miesięcy wolnego, po czym ponownie do pracy. Nie ma zmiłuj się. Rozumiem to podejście i nawet się z nim zgadzam, choć jego łagodniejsza wersja też byłaby ok.
Podsumowując, życie na pustyni nauczyło mnie:
- żeby nigdy pod żadnym pozorem nie narzekać na pogodę w Polsce
- socjal w Polsce można lubić lub nienawidzieć, ale trzeba pamiętać, że on nam się wcale nie należy. W innych krajach go nie ma.
- Kodak padł, bo nie dopuszczał do siebie wizji, że telefon komórkowy zdominuje lustrzanki. A jednak… (zdjęcie do wpisu wykonane moim telefonem).
Dobrego dnia
Anna Zaq
# Kobieca wielozadaniowość